sobota, 17 stycznia 2015

' Władca piekieł " - #1 Belzebub

Po przekroczeniu bramy od razu można dostrzec pałac jednego z panów piekieł – Belzebub’a. Na schodach i w ogrodach zamczyska widać ... artystów. Są tutaj jedni z najbardziej podziwianych ludzi wszech-czasów , zaczynając już od czasów starożytnych na dzisiejszych kończąc. Jest to coś niesamowitego.
Sam zamek nie przeraża jak pozostałe widoki. Nie jest wysoki , ale za to bardzo obszerny. Na jego środku wystaje malutka wieżyczka , a nad nią czarne chmury. W jego ogrodach , nie było zielonej trawy, lecz blado-pomarańczowa.. Ku mojemu zdziwieniu nie przypominała ona wyschniętej ale wręcz przeciwnie. Było tam również mnóstwo drzew które owocowały obficie.. i najbardziej zadziwiającą rzeczą byli ów ludzie. Nie rozmawiali za dużo ze sobą. Każdy był skupiony na swoje pracy
i nie zaprzątał sobie głowy innymi. Jedynie gdzieś w oddali w ledwo widocznym miejscu stała piękna kobieta wraz z wianuszkiem mężczyzn. Wiem ,że dziwnie to zabrzmi ale wyglądała niczym anioł. Jasna cera , długie blond włosy i te czarne jak bezdenna otchłań oczy , które sprawiały ze czujesz się jakbyś przestawał istnieć. Mężczyźni byli w nią wpatrzeni , zachowywali się jak zaczarowani. Wiejska sielanka sprawiała , że miałam ochotę tam podejść.
-Nie radzę! – zatrzymał mnie spoglądający w moją stronę mały demon – przypominający pisklę sępa.
- Zbliża się pora karmienia.

- Panienko Naamah jest pani olśniewająca jak zwykle. – powiedział, poczym zbliżył się trochę bliżej.
- Ależ dziękuje, jakże pan miły – uśmiechnęła się do niego łagodnie -. . . czyż nie jest miły ? – zwróciła się do jakieś starszej demonicy siedzącej obok.
- A jakże, jest miły. Sądzę, że musi być tutaj nowy. Ma mało ran i jeszcze wygląda niczego sobie.
- Hmm. Czyli nie dość ,że miły to na pewno musi być też słodki – stwierdziła z chytrym uśmieszkiem
- Nie chciałbyś może zostać ze mną na obiad. – spojrzała mu prosto w jego oczy
- Raczej , czy nie chciał byś zostać moim obiadem – wtrąciła ironicznie demonica.
- Naamah nie zapominaj ,że pierwszeństwo ma zawsze Lord Belzebub.
- Przecież wiem. Tylko że jego wciąż nie ma.- powiedział z irytacja w głosie.
- Masz racje. Przepraszam, że musiałyście na mnie czekać – za plecami młodej demonicy rozbrzmiał niski głos mężczyzny. Po czym ta odwróciła się i ujrzała wysokiego, chudego mężczyznę z olśniewającą twarzą i długimi czarnymi włosami. Ubranego w płaszcz aż po sama ziemie, z dwoma otworami na plecach z których wystawały skrzydła. Na jego prawej ręce znajdował się pierścień w kształcie głowy muchy z krwiści czerwonymi rubinami.
-Jeśli nie macie nic przeciwko możemy już iść. – powiedział po czym chwycił rękę Naamah i wspólnie skierowali się do ogromnej sali. Gdzie czekał na nich już przyszykowany stół z mnóstwem jedzenia. Zaś dookoła niego stali wszyscy artyści.
- Więc moi drodzy zaczynamy- oznajmił Belzebub zaraz po tym jak zajął swoje miejsce na tronie , a Naamah stanęła z jego prawej strony. – Powiedźcie czym nie dzisiaj zadziwicie. – po tych słowach zaczęli podchodzi do nich artyści wraz ze swoimi pracami. Rozbrzmiała muzyka i śpiew , pojawiły się przecudne obrazy , rzeźby… a mówcy zaczęli prezentować to co dzisiaj stworzyli. Belzebub wysłuchiwał i oglądał wszystko z zainteresowaniem , po czym podzielił artystów na dwie grupy. Jedni zmuszeni byli opuścić pomieszczenie , a drudzy w nim zostali.
- A więc moi drodzy proszę częstujcie się – po czym wskazał na stół. Artyści od razu rzucili się na jedzenie , natomiast demony nie ruszyły się z miejsca. Po jakimś czasie , kiedy wszelkie jedzenie zniknęło już ze stołu Belzebub wstał i skierował się w stronę stołu.
- Najdroższa Naamah , mówiłaś , że ten mężczyzna ciebie zaintrygowała ? – wskazał na osobę z którą rozmawiała wcześniej demonica.
- Tak Panie , w rzeczy samej.
- A więc ,proszę przyjmij go jako prezent ode mnie. – kobieta ukłoniła się i ucałowała pierścień.
-Ależ dziękuje – uśmiechnęłaś się zalotnie do Belzebub’a , a następnie spojrzała w stronę mężczyzny.
- Choć ze mną – chwyciła jego dłoń i wspólnie wyszli z sali.
- Dobrze , posłuchajcie mnie prze chwilę – oznajmił dostojnie lord  – bardzo mnie zawiedliście.- zapanował grobowa cisza – Dałem wam aż nadto czasu na stworzenie prawdziwej sztuki, a przyszliście do mnie z czymś taki. Jestem rozczarowany. Za to czeka was kara –z tymi słowami do pomieszczenia zaczęły wlatywać muchy – Mam nadzieje , że następnym razem postaracie się bardziej – owady zaczęły oblegać artystów i ich pożerać. W pomieszczeniu huczało od przerażających jęków. Natomiast Lord z powrotem zasiadł na tronie – I to nazywa się sztuka – powiedział z uśmiechem rozglądają się po sali.

-Naamah , powiesz mnie gdzie idziemy ?
-Hmm. Nie, ale to już nie daleko , więc wytrzymaj – szyli tak jeszcze przez jakiś czas poczym znaleźli się w tym samy miejscu gdzie pierwszy raz się spotkali.
- Hah. Wiec to tu mnie prowadziłaś – spojrzał na demonice , która zarumieniła się.
- Taak , bo widzisz ja naprawdę … - jąkała się.
- Wiem – przerwał jej – ja też to czuję. Naamah ja kocham cię – zbliżał się powoli do niej. Dotknął jej twarz dłońmi i spojrzał w jej oczy.. po czym sparaliżowało go.
- Wybacz co mówiłeś ? Nie dosłyszałam – wtuliła się w jego ramiona – Wspominałeś, że mnie kochasz. Cóż .. wiesz, że miłość jest okrutna i bolesna – dotknęła ręką jego polika – tak bardzo bolesna. Wiesz, nawet mi przykro z twojego powodu – uśmiechnęła się łagodnie i wpiła swoje zęby w jego szyję.- Tak jak myślałam , jesteś słodki. Pozwolisz ,że wezmę trochę więcej.

- Niesamowite jak okrutna ty jesteś – powiedział Belzebub podając jej chusteczkę.
- Dziękuje – wytarła swoją twarz i ręce z krwi – ale Panie wiesz , że tobie nie dorównam.
- Masz tu jeszcze coś – wskazał na jej dekolt , po czym nachylił się i zlizał krople krwi– niesamowicie słodka... Miałaś dobrego nosa. Pozwolisz, że jutro ja również jej spróbuję.- spojrzał w jej oczy.
–Chociaż może nie wytrzymam do jutra – chwycił delikatnie jej podbródek i uniósł go do góry, zaś drugą ręką objął ją w pasie i rozplątał sznurki od je gorsetu . Naamah cała się zaczerwieniła. Spojrzała Belzebub’owi przez chwilę w oczy , następnie zamknęła swoje i czkała. Niestety nic nie poczuła , a gdy z powrotem je otworzyła jego już nie było.
- Czy ty masz pojęcie co robisz mojemu sercu ? – wyszeptała i złapała swój gorset , który właśnie zaczął spadać – Naprawdę jesteś okrutny. – uśmiechnęła się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz